Przeglądałam zdjęcia z Gliniady. Zauważyłam jedno, które przykuło moją uwagę swoją urodą i niezwykłością.
Na pierwszym planie piękna kobieta z profilu zapatrzona w dal, trzyma różę w dłoni. Na drugim planie Glinoludy – mężczyźni i kobiety oparci o ścianę – są tłem dla dziewczyny. Ona kroczy przed siebie, nie zwracając na nich uwagi. Jej inność i egzotyczność są bohaterami tego zdjęcia.
Wyjątkowa szarość, ktoś powiedział o Glinoludach. Karnawałowa szarość, mówię ja.
Kroczą w paradach przebrani w gliniane maski, oryginalnie przykrywające nie tylko ich twarze, ale całe ciała. Wspaniale się na nich patrzy, wychodzą idealnie na zdjęciach, robią zamieszanie. Znacząco się wybijają w każdym tłumie. Mogą odgrywać sceny, aranżować układy. Bardzo ekspresyjni już z samego wyglądu, gdy jeszcze coś grają, zaczynają tworzyć wokół siebie przestrzeń sceniczną.
Karnawały średniowiecznej Europy w Wenecji, Kolonii czy Nicei miały jeden bardzo ważny cel i nie była nim promocja miasta ani sama zabawa. Chodziło o psychiczne zdjęcie maski. W feudalnym społeczeństwie role społeczne były trwałe. Można było się od nich oderwać, przeistoczyć w kogoś innego tylko podczas karnawału. Karnawał był wentylem bezpieczeństwa, spuszczeniem pary ze ściśle zakutego w gorset społeczeństwa.
Bycie Glinoludem – wyjątkowo szarym – to bycie kimś innym, oryginalnym, to możliwość zagrania zwariowanej, szalonej roli w kontrolowanych warunkach i w ramach ulicznych parad.
Twarze pokryte gliną są interesujące, niebanalne, ekscentryczne. W glinianym kostiumie można pozwolić sobie na szaleństwo, na bycie kimś innym, zwrócić na siebie uwagę, być obserwowanym, podziwianym, komentowanym, fotografowanym. W dzisiejszym świecie tabloidów można samemu być gwiazdą. I jeszcze przyjemność z przebywania w oryginalnej grupie, reprezentowania idei i zdarzeń niezwykłych, artystycznych, szczególnych i pięknych. Gliniada to forma teatrum, karnawału, performance. Możliwość ekspresji, jaką daje Gliniada, to łakomy kąsek dla wszystkich znudzonych monotonią codzienności, ludzi z wyobraźnią i oryginalnymi pomysłami. To też forma pewnego społecznego buntu, prowokacji. Te półnagie ciała, zabawne pozy mogą sprowokować świętoszków i moralizatorów. Skostniałe i myślące schematami społeczeństwo może zostać poruszone przez kpiących z konwencji Glinoludów.
To wszystko daje nam Gliniada. Czy promuje miasto? Jeżeli dobrze to rozegrać marketingowo – tak. Jeżeli rozprzestrzeni się ideę zakręconego glinianego karnawału na całą Polskę, co ja mówię – dlaczego nie Europę? Jeżeli atmosferę, czar, możliwość uczestniczenia w grupowej szalonej zabawie rozpyli się jak wirus, nazwa miasta kojarzona z Gliniadą będzie rozpoznawalna.
Ale przede wszystkim Gliniada jest autorskim, twórczym pomysłem i zdarzeniem niebanalnym, pozwalającym włączać się do zabawy każdemu i każdy może tworzyć ją sam, dodać swój pomysł, pozę, strój, siebie samego. Po włożeniu glinianej maski przekracza się próg zwyczajności i zaczyna się być kimś egzotycznym. Można zrealizować siebie na innej płaszczyźnie, w innej przestrzeni.
Gliniada jako zjawisko ma ogromną moc. I urodziła się w Bolesławcu. To najważniejsze i należy być tego świadomym.
Grażyna Hanaf